Guitar Team

Tabulatury | Piosenki | Teksty

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

#1 2009-05-14 23:02:49

 Jaell

Św. Administrator?

4347366
Skąd: Świebodzin
Zarejestrowany: 2009-04-19
Posty: 80
Punktów :   
WWW

Książka

http://www.ekorekta24.pl/proza/130-inte … ac-dialogi


Księgi Adwamerytu I
Kroniki trzech bohaterów
(*Tutaj jakaś podniosła muzyczka)


    W świecie Hearyonu źle się dzieje. Nie chodzi tylko o najazdy orków gnębiące Wieśniaków Rzędu III (dojdziemy do tego!). Demony i potwory zaatakowały królestwo. Naprzeciw nim może stanąć tylko trzech bohaterów, zapowiedzianych przez starożytne wyrocznie, przepowiednie, podania, legendy, mity i pieśni ludowe. Tu zaczyna się opowieść (no, w sumie to trochę wcześniej, ale co tam) o Życiu i piciu (soczków naturalnie!)...
   Poznajmy naszych herosów!
Ridan Pogromca - Szlachetny paladyn z zakonu Ada Nosa, waleczny i mądry, pogromca zUa...
Lord Omen - Wierny (do czasu) sługa Dark'Eca. Doskonały łucznik, ma słabość do matematyki.
Jaell - Genialny wynalazca, skromnie wzorowany na autorze.
Kostuszko - Jeden z przywódców postania nazwanego Kostuszkowskim. Mentor naszych bohaterów, uczący ich ratowania świata ("Jeśli czegoś nie potrafisz -> ucz tego innych! [ntm]"
Kosynieżyj - Armia Kostuszka. Co ciekawe, zdobywcy pierwszego miejsca w bardzo interesującym konkursie...
*Adwameryt - Najwytrzymalszy materiał we wszechświecie. Nikt nie wie, skąd się wziął, ani gdzie można go znaleźć. Nieliczne budowle, które z niego powstały, znajdują się w Hearyonie od niepamiętnych czasów. Nikt nie wie, jakim cudem zdołano cokolwiek ukształtować z materiału tak twardego i odpornego.
A teraz możemy zacząć...


PROLOG

Była noc. Naprawdę. Tajemnicza zakapturzona postać mknęła przez ponure, szare dzielnice. Z zachmurzonego nieba na ziemię spadały krople deszczu, a w tle błyskały potężne błyskawice. Sylwetka stanęła u wylotu uliczki i zaczęła spoglądać na boki, wyraźnie czegoś nasłuchując. Nagle niedaleko dał się słyszeć głos: - Są ślady w błocie! Tędy! - Postać uśmiechnęła się pod nosem.
- A więc złapali przynętę... - Rozejrzała się na boki i poprawiła przypięty do pasa zakrzywiony miecz. Niedaleko stała karczma, z której dochodziły odgłosy śmiechu oraz śpiewu. Postać schowała głębiej w płaszcz tajemniczy przedmiot, lśniący zielonym blaskiem, i ruszyła w stronę budynku. Burza rozpoczęła się na dobre.

PROLOG II

- Są ślady w błocie! Tędy! - Rycerze ruszyli tropem, znikając za zakrętem. Z dachu naprzeciwko obserwowała ich samotna sowa. Nagle poderwała się do lotu i z zadziwiającą szybkością zleciała na ziemię. Słaby błysk rozświetlił okolicę i nagle na miejscu sowy pojawił się dwumetrowy olbrzym, odziany w czarny płaszcz i brązową skórę.
- A więc udało ci się Cedrosie... Na szczęście nie pożyjesz dość długo, by się tym nacieszyć! Mua haha haha haaaa! - Postać odwróciła się, potknęła o kamień i wylądowała w błocie. - Kiedy już go znajdę... - Pomyślała. - To go zniszczę... -Powiedziała. - I WSZYSTKICH KTÓRYCH KOCHA!!! - Krzyknęła. - A potem zapanuję nad światem... - Szepnęła. - Po czym ociekając błotem wyruszyła na poszukiwania.


ROZDZIAŁ I

Był poranek, słońce świeciło mocno i nie przejmowało się upałem, jaki powodowało, pozostawiając wiatrowi kwestię chłodu. Potężna, sześciopiętrowa czarna wieża z adwamerytu (z jednym małym okienkiem na samej górze, z którego sączył się dym), wznosiła się nad polaną. Wokół niej w promieniu kilometra nie widać było niczego poza zieloną trawą i jednym samotnym, za to olbrzymim dębem, rzucającym cień. Władca królestwa Hearyonu w otoczeniu 499 rycerzy w srebrnych zbrojach i jednego herolda zbliżał się do budowli na swoim białym rumaku. Był wzrostu nieco ponad średniego, miał około 34 lat i muskularną budowę ciała. Na jego twarzy widać było już pierwsze zmarszczki, ale piwno-zielone oczy tryskały życiem i energią. Sięgające ramion kręcone, ciemnobrązowe włosy, na których znajdowała się złota korona, powiewały na wietrze. Popędził konia, a za nim pognała reszta jego świty. Gdy dotarł na odległość około dwóch metrów od wieży, skinął ręką i do przodu wyszedł herold z zawiniętym rulonem. Otworzył go i zaczął czytać:
- Jego wysokość Król Dartan Dobry XXVIII, Władca Hearyonu, Nieugięty wojownik, Pan ArtAU!aaaauuu...(...) - Z jedynego okna wieży wyleciał nagle miedziany garnek i trafił czytającego w głowę, pozbawiając go przytomności. W chwilę potem jak smok wyjrzała z niego brzydka... w zasadzie to bardzo brzydka... kobieta(?). Na głowie miała coś, co około pięć lat temu można by nazwać dużym (miedzianym) garnkiem.
- &!@# wiećhe ****** kthóra ghodzihna?!?!? - Usłyszeli skrzeczący głos. Król zeskoczył z siodła i rzekł:
- Wybacz, Lady Pirrahńjo, że śmiemy przychodzić o tak wczesnej porze, ale mamy sprawę niecierpiącą zwłoki! Królestwo jest zagrożone i...
- CISZ(h)A! Przyjdźcie za dziesięć minut! - Twarz w oknie zniknęła, a Król z miną dziecka, któremu zabrano nagle kołyskę w trakcie drzemki,  spoglądał w miejsce gdzie przed chwilą widział wyrocznię.
- Ale.. Ale... Ale... - zdołał wykrztusić. W trakcie tej przemowy Lady rzuciła jeszcze jednym garnkiem, uszczuplając zasoby Pana ArtAU!aaa(...)!'nu do 498 wojowników.
- Dziewięć minut! - usłyszał. W środku Pirrahńja uwijała się jak... jak... no ten, szybko. Malowała rzęsy, pudrowała twarz, przymierzała ubrania, wybierała buty...
30 minut później
- Po stracie kolejnych trzech ludzi, gdy próbował coś powiedzieć, Król usiadł na ziemi i postanowił cierpliwie czekać. Nagle w wieży otwarły się olbrzymie, zaokrąglone wrota, idealne wpasowane w mur, i rozległ się głos: - Zaphraszam dho środkha! - Dartan jak najszybciej wstał, dał znak ludziom i ruszył przed siebie. Gdy był już blisko wejścia, zauważył małą tabliczkę na wysokości oczu, na której było napisane:

[                     Uwaga! Promocja!                        ]
[ Tylko teraz eliksiry miłości o 15% taniej!            ]
[ *Oferta ważna do 23 Mirium.                             ]
[             Otwarte całodobowo.                            ]

Król przystanął na chwilę, wzruszył ramionami i wszedł do środka. Drzwi zatrzasnęły się za nim, blokując wejście. Przed nim stała wysoka kobieta o pięknej twarzy, z której wyglądały jasnoniebieskie oczy. Odziana była w czarną aksamitną suknię. Długie blond włosy sięgały do łopatek, a gładka skóra była różowobiała. W ręce trzymała czarny, prosty patyk zakończony złotą końcówką.
- W czhym moghę phomóc, whasza whysokość? - odezwała się chropowato.
- Eee... - Król zająknął się. Coś tu było nie tak...
- Ńhe bój śhę, mów, mhój... - Pirrahńja nagle urwała i machnęła czarnym patykiem. Rozległ się trzask, powietrze zawirowało i Dartan usłyszał: - Nie bój się, mów, mój Panie - piękny, jedwabisty głos rozległ się w pomieszczeniu, powodując echo.
- Ja... eee... - Dartan postanowił wziąć się w garść - Przybywam w bardzo ważnej sprawie. Całe moje królestwo jest nękane przez ataki Piekielnych Bestii! Z Mrocznych Gór przybywa coraz więcej potworów i demonów, jakich nie widziano od trzech tysięcy lat! Straszliwe zło nadchodzi, a moi przyszłowidzowie powiedzieli mi, iż w wizjach pojawia się złoty...
-Nie zło, mój królu, tylko zUo.
- zuo?
- zUo.
- zUo?
- Właśnie tak. Chodźmy na górę, a użyję mej kryształowej kuli i powiem ci, kto lub co może ocalić twe królestwo.
- Dziękuję Ci, Lady, jak mógłbym się...
- Trzysta Vanorów[1] i szkatułka szmaragdów.  - Król osłupiał, ale widząc poważny wyraz jej twarzy tylko kiwnął głową w potakującym geście. - No cóż, idź za mną, mój panie - rzekła Pirrahńja i zaczęła wchodzić po schodach, które spiralnie pięły się ku górze. Król ruszył za nią. I szedł. I szedł. I szedł.
5 minut później
- I szedł. I szedł. I szedł... W końcu na najwyższej komnacie najwyższej wieży, uderzył w plecy Pirrahńji. Ta przewróciła się o próg i wpadła do środka. - Najmocniej przepraszam, Lady! To był wypadek! - Rozgniewana Pirrahńja wykrzywiła twarz, temperatura powietrza zaczęła rosnąć, a ono same wirować... po czym nagle wszystko się uspokoiło i wyrocznia uśmiechając się rzekła:
- Wiem, w końcu jestem wyrocznią, nieprawdaż? - Zapadła chwila ciszy, po czym Dartan wszedł do okrągłej komnaty, wyłożonej czerwonymi dywanami. Na środku stał mały drewniany stolik, a na nim kryształowa kula. W okół stolika, w odległości około pięciu metrów paliło się osiem kadzideł o zapachu deleonu, z których dym wylatywał przez (jedyne) okno. Co ciekawe, znajdowało się pod nim kilkanaście miedzianych garnków. - Siadaj, Królu. - Król usiadł... Niestety, przez dym nie zauważył, iż krzesło znajduje się odrobinę dalej i upadł. Potem powoli wstał, wymacał siedzenie i usadowił się naprzeciw Pirrahńji. Ta zdjęła kulę, pod którą była następna kula, mniejsza. Potem znowu, znowu i znowu... Na końcu została mała kuleczka wielkości paznokcia. Pirrahńja wsadziła ją do ust. Nagle powietrze zaczęło wirować. Dym rozwiał się, ustępując miejsca błękitnej poświacie. - Tak, widzę wyraźnie, złoty smok... - Niespodziewanie nastąpiło jakieś wyładowanie. Oczy Pirrahńji zaświeciły się na niebiesko, potem na czerwono, następnie na żółto... Kolory zaczęły zmieniać się z ogromną prędkością, aż nagle... przemówiła: - Tak... Nie... Odliczając i włączając po uprzednim, aczkolwiek bez wliczania ponadczasowego z dodatkiem - ACZKOLWIEK oczywiście nie żeby tak lecz w końcu po namyśle jednakże w związku z tym wychodzi... Mój panie. I w związku z powyższym ja jednakże tak co czyni i więc... - Nagle zamilkła na dłuższą chwilę, po czym odezwała się: - Złoty... smok.... zalśnił na niebie... - Upadła na ziemię. Poświata zniknęła. Przez zadymione okno widać było tylko promień światła, padający na nieruchome ciało wyroczni i jej bladą twarz..

*[1] Vanor - Waluta w Hearyonie i przyległych królestwach. Jeden Vanor wart jest dwadzieścia Kyrów, a jeden Kyr dziesięć Fi. Z kolei tysiąc Vanorów to jeden Lin. Dziwny kurs wymiany prawdopodobnie wynika z tego, iż w czasach Magnusa Szalonego skarbnikiem był jego siódmy brat, Siudmix Szalony.

- Lady Pirrahńja podniosła się z ziemi. Nad nią stał pochylony w trosce Dartan. - Cóż się stało, wyrocznio? Czy wszystko w porządku? - Pirrahńja wstała chwiejąc się, po czym podniosła rękę, wycelowawszy ją w ścianę: - Książkis legenDus domnis szybkoweruS! - Nagle, z wydawało by się litej skały, wysunęła się półka, w której znajdowała się księga. Wzleciała ona w górę (księga, nie półka...), pomknęła ku Pirrahńji i trafiła ją w czoło, przewracając w efektownym salcie na ziemię, po czym wylądowała na stole. Pirrahńja wstała ponownie i usiadła. - Oj... Może zamiast szybkoweruS należało powiedzieć miguS... - Księga, znajdująca się na stole, była wielkości małej tarczy. Jednakże objętością zjadała większość książek na podwieczorek. Król nigdy nie widział tak wypchanej książki. Zielona, iskrząca się okładka z wymalowany złotym smokiem była zamknięta w okowach z adwamerytu, obwiązana łańcuchami i zamknięta na cztery kłódki. Pirrahńja wypowiedziała tajemnicze hasło i wszystkie zabezpieczenia ustąpiły, po czym otworzyła księgę i  zaczęła czytać. Dartana w jeszcze większe osłupienie wprowadziło to, iż książka zdawała się emanować dziwnym blaskiem. - Tak.. zUo... pięć tysięcy... Podnigris... Nie, nie podnjigris tylko podnigris... pięćset! Tak! A tu za to... tak... i jeszcze to... Mam! - Zamknęła księgę z trzaskiem. - Królu, jest gorzej niż myślisz. Nie tylko twoje królestwo jest zagrożone, ale cały świat! To nie jest zwykłe przesilenie złych... ZUych mocy. To starożytna przepowiednia zaczyna się spełniać! (dramatyczna muzyka).



ROZDZIAŁ II

- Dark'Ec wyglądał groźnie. No, ale gdy jest się Panem Sił zUa, trzeba robić wrażenie. Mający 1,95 m. wysokości, muskuły na całym ciele, czarne, krótkie włosy i oczy o barwie bliższej czerni niż brązowi, a dodatkowo odziany w czarną matową zbroję płytową wzbudzał respekt. Aktualnie siedział na swoim Mrocznym Czarnym Tronie (w zbroi! Naprawdę!), znajdującym się pośrodku sali tronowej. Sala robiła wrażenie swą wielkością. Szary kamień stwarzał trochę ponure wrażenie, które bez powodzenia próbowały zatuszować wiszące tu i ówdzie złote pochodnie oraz znajdujące się przy ścianach czerwone dywany, na których znajdowały się przeróżne straszliwe stwory, zabite przez Dark'Eca podczas polowań. Ten właśnie kończył słuchać raportu o stanie armii Wielkiego Lorda Omena, czytanego przez niewolnika.  - Tak... Nie... Odliczając i włączając po uprzednim, aczkolwiek bez wliczania ponadczasowego z dodatkiem - ACZKOLWIEK oczywiście nie żeby tak lecz w końcu po namyśle jednakże w związku z tym wychodzi... Mój panie. I w związku z powyższym ja jednakże tak co czyni i więc... - Zapadła cisza. Dark'Ec bardzo powoli odetchną, po czym rzekł: - #^@&*^ ma być za $^%^^xD:] bełkot?!?!? - Omen, odziany w ciężką, czarną zbroję szczupły mężczyzna w wieku około 22 lat, średniego wzrostu i zielonych oczach podrapał się ukradkiem po ciemnych, gęstych i falujących włosach. - Jakby to powiedzieć... Wczoraj mój skryba, Yir, miał urodziny, i trochę sobie wypiliśmy... To znaczy on wypił, eee, ja tylko... - Dark'Ec powoli wstał z tronu, sięgnął po leżącą obok różdżkę i zbliżył się do czytającego. - Zawiodłeś mnie, Lordzie Omen. Spójrz, co by Cię spotkało, gdyby nie to, iż nie chce mi się szukać kolejnego Lorda na twe miejsce. - Wycelował w trzęsącego się ze strachu niewolnika. - Panie proszę, nieeehaaaaa!! - Promień trafił go prosto w pierś. Niewolnik padł na ziemię i zaczął tarzać się po podłodze, wymachując dramatycznie rękami i nogami w niepohamowanym geście obrony przed tym, co go spotkało. - Haaaaahahahaha HAHAHA haha hihihihi heeee huhu hiiiiii! Nie hahaha tylko nie huhihihu różdżhiihika huehue łaskotekhihi! - Różdżka łaskotek - już sama nazwa brzmi śmiesznie. Jednak ci, którzy mieli z nią styczność, powiedzieć mogą zupełnie co innego. Na początku człowiek turla się po podłodze śmiejąc. Lecz im dłużej trwa połączenie, tym gorzej... Śmialiście się kiedyś tak, iż nie mogliście przestać? Wyobraźcie więc sobie, że NAPRAWDĘ nie możecie. Zaczyna brakować wam powietrza, płuca  płoną ogniem... Na zamku Dark'Eca słowa "Umarł ze śmiechu" należało traktować bardzo dosłownie. Lecz zanim stało się najgorsze, drzwi od sali otworzyły się i wpadł posłaniec. - Panie, wybacz!  - Rzekł, kłaniając się w pas. - Dark'Ec oderwał promień od zwijającej się na ziemi postaci, która rzężąc zaczerpnęła powietrza. -Jak śmiesz mnie niepokoić!? - Panie... Generał Adson kazał mi udać się tutaj i powiedzieć, iż "Złoty smok zalśnił na niebie". - Dark'Ec osłupiał. Po czym zwrócił się do stojących po bokach tronu sług. - Sprowadźcie mi tu Scorpusa, ale to migiem! - Panie, ja to zrobię! - Rzekł Omen. Musiał jakoś udobruchać swego pana! - Dark'Ec zamyślił się i rzekł: - Dobrze, idź. Przyjdź także i ty na naradę do labiryntu. A teraz odejdź! - Omen zarzucił płaszcz na ramię i biegiem pobiegł (to dopiero sztuka!) po Scorpusa Ogórkusa,  Głównego Generała Sił Ciemności, który mieszkał na samym szczycie wieży, co powodowało, iż najczęściej nie wzywano go na najróżniejsze spotkania. Lord spojrzał w górę. Do pokonania miał dokładnie 938204 i pół schodka, co stanowiła nie lada wyczyn dla odzianego w ciężką zbroję człowieka.
1h później.
- Omen zdyszany jak pies dopadł w końcu małych drzwi na szczycie wieży. Był niesamowicie zmęczony. Po drodze, podczas czołgania się po schodach, wydawało mu się, iż ktoś go mija, lecz gdy otworzył oczy nikogo nie zauważył, ruszył więc dalej. Zastukał umówionym sposobem: stuk Stuk stuk Stuk stykstukstuk S T U K! - Małe okienko w drzwiach otwarło się i wyjrzał z niego stary przyjaciel Scorpusa, generał Ly. Był to wysoki, krępy i siwiejący już mężczyzna w wieku około 55 lat, z szarymi oczami na zmarszczonej, pooranej bliznami twarzy. Jedno spojrzenie zdradzało, iż brał udział w wielu bitwach, zanim dostąpił zaszczytu bycia generałem. Nikt dokładnie nie wiedział, czemu ten miły (jak na sługę Pana Sił zUa), inteligentny człowiek, zaprzyjaźnił się z apatycznym Scorpusem, ale krążyły plotki, iż ten uratował mu kiedyś życie w Bitwie pod Warello. W każdym razie, znajomość ta wywierała korzystny wpływ na otoczenie, gdyż przy swoim przyjacielu Scorpus jakby łagodniał. - Ufff! Da...Dark'Ec wzywa twego przyjaciela na naradę. Niech zejdzie jak najszybciej. - Ly spojrzał na niego jak na wariata. - Nie widzisz kartki, panie? - Omen poprawił spadające mu na oczy spocone włosy i spojrzał. Na drzwiach wisiała kartka, na której ktoś napisał:
- Poszedłem do labiryntu na naradę. Wrócę o 19. Niech żyje Dark'Ec! nasz Pan i Władca, który(...)"
- Omen oderwał wzrok od notatki. Ly odezwał się tonem człowieka, który podejrzewa, iż ktoś stroi sobie z niego żarty. - Przecież musiał się pan z nim minąć, mistrzu! Schodził po schodach niedługo przed twym przybyciem! - Omen zachwiał się, obrócił w miejscu, szybko dodał w pamięci dwa do dwóch i podliczył wynik. - Pięć... Więc jest na dole! - Pognał w dół przeskakując po cztery schodki, by jak najszybciej znaleźć się na naradzie. Nagle rozległ się łomot i głos Omena: - Aaaaaaaaaaa! - Ly pokiwał głową. - Ileż razy mówiłem Marine, by nie myła schodów płynem z Prontozaura! Są potem bardzo śliskie! - Zamknął drzwi i wrócił do udoskonalania strategi na jutrzejszą bitwę.




ROZDZIAŁ III

Jaell był dosyć ekscentrycznym wynalazcą. Świadczyła o tym między innymi dość pokaźna kolekcja suszonych muchomorów, zgromadzona w ciągu kilkunastu lat, i sporo niebezpiecznych wynalazków, które przechowywał w swojej wieży. Miał 1.85 m. wzrostu, i jak na tę wysokość, był... Chudy. Niektórzy twierdzili, iż pochodził z dalekiej północy, o czym świadczyły krótka czarna broda i długie białe włosy. Natomiast inni utrzymywali, iż jego zamiłowanie do czerwonych szat, zielone oczy oraz sposób mówienia wskazują na mieszkańca południa. Jeszcze inni utrzymywali, iż tak naprawdę nie istnieje. Wszystkie grupy się myliły. urodził się on w miejscu tak dalekim, iż nikt, włącznie z nim samym, nie wiedział gdzie ono się znajduje. Jako dziecko przybył do Hearyonu podczas wielkiej migracji ludów z... I tego właśnie nikt nie wie. W każdym razie, jako młody i zdolny wynalazca, zyskał protekcję możnego Leosia Da Vinshi, też wynalazcy, który zobaczył w nim potencjał. Razem zbili majątek na różnego rodzaju urządzeniach wojennych dla króla Dartana Wojowniczego XXVII. Jednakże, odkąd królem został jego syn Dartan Dobry, w królestwie przez siedemnaście lat panował pokój i dobrobyt, a Jaell dostał propozycję nie do odrzucenia jako Królewski Wynalazca. Poświęcił się na rzecz pokojowych wynalazków dla chłopstwa, mieszczaństwa i innych warstw społecznych[2]. I tak mijały lata, podczas których zaprzyjaźnił się z królem i paroma innymi, ważnymi dla naszej opowieści osobami... Ostatnimi czasy władca był niespokojny. Powód był prosty - Demony. Dużo demonów. W zasadzie to bardzo dużo demonów. I potworów. Więcej, niż ustawa przewiduje. Bariery ochronne królestwa stawały się coraz słabsze. Jeśli król nie uzyska rady u Lady Pirrahńji, może być ciężko. Jaell zamknął księgę, którą czytał, i krzyknął. WIIINIIII!!! - Wini, mały karzeł, wpadł do środka jak burza. - Tak, Panie? - Znajdź i sprowadź mi tutaj szybko Ridana Pogromcę.  - Ale jak, Panie? - Użyj MAC OKO. - Wini zrobił przerażoną minę. 'Magiczny Asystent Co Osobę Każdą Odnajdzie' był jednym z najlepszych wynalazków Jaell'a (Przynajmniej on tak uważał. Większość twierdziła, iż wyładowanie elektryczne, które powstawało przy użyciu, jest... Powiedzmy, że trochę bolesne). Co prawda wymagał wszczepienia danej osobie niewielkiego kryształu, zwanego widzogramem (ważył tylko jeden gram!) ale za to działał niezawodnie i przekazywał dźwięk oraz obraz. Aktualnie pracowano nad zapachem, co wywołało sprzeciw Stowarzyszenia Jedzących Czosnek. - Ale Panie... Przecież...? - Tylko tym razem mi nie mów, że boisz się wyładowań! Ostatnia wersja jest niezawodna i nie ma z nią żadnych problemów! Bill s'Gate o to zadbał! - Żadnych, Panie? - Żadnych. Możesz już iść. - Wini ukłonił się i pobiegł na dół. - Przynajmniej taką mam nadzieję... - Mruknął pod nosem Jaell.

*[2]W Hearyonie występuje około pięćdziesięciu klas społecznych, co zostało ustalone za czasów króla Magnusa Szalonego. Zajął się tym jego syn, Iwan "Idefix" Groźny.




ROZDZIAŁ IV

W tym czasie Omen nie czuł się najlepiej. Właśnie zatrzymał się na samym dole wieży. Co jak co, ale 25 minut spadania z krętych schodów robi swoje. Szczególnie komuś odzianemu w ciężką, bojową zbroję. - Nic panu nie jest, Lordzie? - Omen spojrzał na pochylającego się nad nim niewolnikiem. Co za wstyd... - Nie, ja tylko... eee... Sprawdzałem jak jestem twardy! - Odrzekł z godnością i wstał, strzepując niewidoczny pyłek na skraju płaszcza. Niestety, okazało się, iż siedzi tam pająk. - AAAAA!!! Pająąąąąk!!!!! - Omen zaczął podskakiwać i kręcić się wokoło, machać rękami i nogami... Ehm, to znaczy - Popędzany nieskoordynowanym ruchem wpadł przez otwarte drzwi do piwnicy, która prowadziła do labiryntu. Po mniej więcej trzydziestu sekundach uderzył głową w duże, drewniane drzwi. - ŁUP! - Kto tam? - Omen podniósł głowę. Wyrzeźbiona w drzwiach twarz szczerzyła się do niego niemiłosiernie. Było to dodatkowe zabezpieczenie przed nieodpowiednimi gośćmi. - Lord Omen, przybyłem na naradę! - Hasło? - Omen wstał. Sięgnął aby strzepnąć niewidoczny pyłek. Zatrzymał rękę w połowie drogi i uważnie spojrzał na swe lewe ramię. Pomachał mu z niego mały czarny pajączek. - PAAAJĄĄĄĄĄĄK! - Krzyknął i zaczął wymachiwać rękami. - Ech... Dobrze, możesz wejść... - Odrzekła ze smutkiem twarz, i wtopiła się w drzwi. W tym czasie Omen zdołał zrzucić pająka, który urażony schował się w niedalekiej szczelinie.  - Co za cham! Niech tylko kuzyni się dowiedzą! - Pomyślał pająk, i zaczął rozglądać się za jakimś pożywieniem. Miał na imię Stefan i mieszkał w zamku od trzech miesięcy. Ale teraz miara się przebrała. Przeprowadzi się do pobliskiej wieży, może tam potrafią uszanować pająka takiego jak on! Tymczasem Omen szedł ciemnymi korytarzami, trzymając się prawej ściany. Miało go to doprowadzić do sali narad. Nie mógł pomylić drogi - inaczej w innych korytarzach czekały na niego kolce, kwas, i inne rzeczy, którymi w wolnym czasie zajmował się Nadworny Wymyślacz Labiryntów. Wreszcie zobaczył przed sobą wyczekiwany obiekt. Ostrożnie przestąpił próg. W dużym kwadratowym pomieszczeniu z brązowej cegły stał owalny stół, w okół którego stały trzy postacie: Dark'Ec, Generał Scorpus oraz posłaniec. Był to wychudzony żołnierz, po ubiorze sądząc – zwiadowca. - O, Lordzie Omen, widzę, iż zdecydowałeś się w końcu do nas dołączyć... - Odrzekł z sarkazmem Ogórkus. - Miałem pewne problemy, generale... A teraz przynieś mi herbatę, i to migiem! - Mimo wszystko Omen był jedną z najważniejszych po Panie Sił Ciemności osobistością na zamku, jednym z trzech Wielkich Lordów. Nikt nie będzie go tak traktował! - Jeśli, moi drodzy, skończyliście się przekomarzać... - Odezwał się ociekający słodyczą głos. - TO MOŻE ŁASKAWIE USIĄDZIECIE ZANIM RZUCĘ WAM KROKODYLOM NA POŻARCIE!!!  - Dark'Ec nie lubił długo czekać. A teraz czekał. Długo. To wprawiało go w zły nastrój. A lepiej było go nie denerwować. Przekonała się o tym już kilku poddanych, którzy spóźnili się kiedyś na jakieś spotkania. Potem nie spóźniali się już nigdy. Zasadniczo dlatego, iż byli martwi. A jeśli ktoś przeżył wrzucenie do fosy pełnej krokodyli... No cóż, i tak się już nie spóźniał. Nigdy.




ROZDZIAŁ V

- Ridan miał około 1,87 m. wzrostu (cóż za zbieg okoliczności w naszej opowieści), muskularne ciało, niebieskie oczy i krótkie włosy o kolorze jasnego blondu. I miał około 29 lat, więc był najmłodszym Paladynem w historii Zakonu Paladynów im. Ada Nosa. Przynależność do tego bractwa zdradzała lśniąca w blasku słońca jak lustro, srebrna pełna zbroja, zrobiona z bardzo wytrzymałego i lekkiego materiału, który... No wiecie, o co chodzi. A teraz mała ciekawostka - wiecie, iż Wkurzona Banda Orków McTralla składa się z 30 wściekłych, rządnych krwi orków wojowników? Ridan... nie wiedział. Właściwie rzecz ujmując, gdy biedni Wieśniacy Rzędu III (pozdrawiamy Idefixa!) poprosili dzielnego paladyna o ochronę i rozprawienie się z bandą złych orków, jako obrońca uciśnionych zgodził się on bez wahania. Teraz, uciekając po górach w kierunku miecza, który trafiony z kuszy odleciał na pobliski uskok skalny, zastanawiał się, czemu takie rzeczy zdarzają się właśnie jemu. Dlaczego ten ork musiał trafić idealnie w jego ubermiecz wykuty przez Jaell'a? Niestety nie miał czasu na rozmyślania, bo nagle zza skały wyskoczył na niego ork z okrzykiem "warghhh!". Przeanalizujmy teraz to, co się stało, w zwolnionym tempie: ~Ridan zauważa lecącego orka; ~Okręca się w prawo nabierając energii do ciosu; ~Wystawia zaciśniętą w pięść rękę wychodząc z obrotu; ~Po uderzeniu ork robi efektowne salto w przeciwnym kierunku i spada w przepaść; No, refleks to ten Ridan ma. Wracając do tematu - po pozbyciu się orka Ridan robi salto w przód, przeskakuje na pobliski ustęp i podnosi swój miecz. Wygląda on (tzn. miecz) jak zwykły miecz, ale taki nie jest! Dzięki stopieniu go w sauroninium przebija on każdy pancerz i jest praktycznie niezniszczalny, a na dodatek naprawdę lekki. (Kup, zadzwoń! 555 565 656!! Nie czekaj! Pokrowiec grat..<trzask!> Ej, spadaj, to moje opowiadanie!<trzask!!!> Wracając do meritum --  miecz ma także napis, który ujawnia się po podgrzaniu, a brzmi on: "Jeden, by wszystkimi..." STOP! My tu gadu gadu, a Ridan walczy z chordą orków. Pozwólcie, że powrócę w tryb trzecioosobowy.... (już!)
(...)Ridan odbił lecący w jego kierunku bełt (tym razem mocno trzymał miecz), po czym wprowadził uderzenie z półobrotu, zabijając trzech orków. Następnie, zachowując energię kinetyczną, wyskoczył w powietrze i rozłupał kolejnego orka. - Jam jest Ridan Pogromca, paskudne stwory zła! Jeśli chcecie żyć, oddajcie co żeście zrabowały, i wracajcie do swoich ziem! - Orki popatrzyły na niego, potem na siebie, potem za siebie... Po czym wydając nieprzytaczalny okrzyk ruszyły do ataku. - Okidoki, nie to nie...  - Rzekł Ridan. Warto przytoczyć, iż stał na naturalnym moście łączącym dwie przepaście, którym było stare, przewrócone drzewo. Gdy banda orków się na nim znalazła, ciął znajdujący się przed nim kawałek drewna. Most zaczął się zapadać. Ridan zrobił salto w tył obracając się o 180 stopni i wylądował na... powietrzu. Szybko wbił miecz (bokiem) w ścianę, po czym wciągnął się na górę. - Następnym razem stanę ZA mostem. - Pomyślał. - Banda orków, wydając żałosny okrzyk wściekłości, spadała w przepaść, której nie widać było przez mgłę. Ridan odwrócił się, przełożył miecz na plecy (dzięki specjalnej konstrukcji pokrowca miecz go nie przecinał), i ruszył do obozowiska orków, aby zabrać (i oddać!) dobytek Wieśniaków Rzędu III. Nagle poczuł drgania na nadgarstku. Podniósł żółty kryształ do oczu. - Wini? - Rozległ się trzask wyładowania elektrycznego. No i okrzyk "Auaaaaaaa!"




ROZDZIAŁ VI

- Wini? - Rozległ się trzask wyładowania elektrycznego. No i okrzyk "Auaaaaaaa!" - Do komnaty z MAC OKO wpadł Jaell (zabawne, bo właściwie to dosłownie wpadł. Oczywiście wybuch jakiegoś dziwnego wynalazku, konstruowanego piętro wyżej, nie miał z tym nic wspólnego). - Wini, czemu tak się drzesz? Przecież zlikwidowano wady i... - Wstając odwrócił się w kierunku Winiego. Jeśli możecie wyobrazić sobie skrzata, który wygląda, jakby właśnie dostał wyładowaniem elektrycznym, to to zróbcie. - ... i na górze trzeba posprzątać, eee, i weź... Ten... Ogon Ci się pali. No to ja ten, porozmawiam z Ridanem, ok, a ty posprzątaj takjużidźniepatrztaknamnieeeee. - Wini powoli zgasił płomień na ogonie, popatrzył na Jaell'a, i wyszedł powolnym krokiem. Wyglądało to dosyć złowieszczo. (Tak na przyszłość - wkurzony skrzat potrafi przebić mur o grubości dwóch metrów. Nie polecam sprawdzać, czy to prawda. Tak zrobił świętej pamięci autor książki "Jak wkurzyć skrzata". Zginął przygnieciony dwumetrowym murem w trakcie badań do drugiej części książki). - Czy ktoś o mnie pamięta? - Spytał Ridan, patrząc na pomieszczenie. - U, wygląda jakby niedaleko coś wybuchło. - Zdaje Ci się... - rzekł Jaell, kopiąc na bok kawałek sufitu. - No cóż... Po co mnie wezwałeś, przyjacielu? - Spytał Paladyn. - No cóż... - Jaell podrapał się po głowie. - Jesteś mi potrzebny w Hearyonie, Ridanie. Prawdopodobnie będę potrzebował pomocy Paladynów im. Ada Nosa w wyprawie mającej ustalić stan barier ochronnych królestwa, i chciałbym, żebyś to właśnie ty mnie eskortował. - Ridan zamyślił się. W tle jakaś grupa ludzi, wyglądająca na Wieśniaków Rzędu III, biegła w jego kierunku wyraźnie czymś podekscytowana. - Jaell postanowił wyciągnąć asa z rękawa. - Patrz Ridanie, as! - Rzekł, wyciągając go znienacka. Ridan wyrwał się z zamyślenia. - Co co co mówiłeś? - Eh, nieważne... - odrzekł Jaell. - W każdym razie, jako najmłodszy z Paladynów i, nie omieszkam dodać jeden z najzdolniejszych w historii, na pewno chciałbyś się przysłużyć królestwu! Podniesie to znacznie twój prestiż, i być może, przybliży do twego upragnionego celu – przeżyciu epickiej wyprawy polegającej na ratowaniu świata. Co prawda królestwo Hearyonu to nie cały świat, ale na początek wystarczy, co ty na to? - Paladyn nie wyglądał na przekonanego. - ...Po za tym mam dla ciebie nowy, bardzo interesujący ekwipunek, który na pewno Ci się spodoba... - Ridan roześmiał się. - Ach, no dobrze, przybędę jak najprędzej! Tylko będę musiał... - W tym właśnie momencie wpadli na niego wieśniacy. Niestety jeden nie zdążył wyhamować, i potykając się o wystający kawałek skały, w efektownym salcie wyleciał poza zasięg MAC OKO. Tymczasem Jaell z zaciekawieniem obserwował, jak reszta obstępuje paladyna i zaczyna mu dziękować, ściskać dłoń, klepać po plecach i wykonywać te wszystkie czynności, które na celu mają wyrażenie wdzięczności. - No dobrze, Ridanie, nie będę ci przeszkadzał. Do zobaczenia wkrótce! - Dobrze, przybędę jak najprędzej. - Ridan podniósł mały palec do góry, co było znanym w całym Hearyonie gestem oznaczającym pożegnanie. Jako mała ciekawostka od autora – kiedyś pewni przybysze z północy próbowali przekonać mieszkańców królestwa, iż na pożegnanie należy pomachać sobie nawzajem ręką, ale gest ten został uznany za zgoła idiotyczny i zbyt męczący... Ale wracając do tematu: Jaell 'rozłączył' się z Ridanem, a ten, niesiony przez wieśniaków, zmierzał w kierunku wioski.




ROZDZIAŁ VII

   - Król milczał. Myślał. Nie, żeby było to łatwe. Podrapał się po głowie, analizując otrzymane właśnie informacje. Gdyby nie dym, unoszący się z kadzideł z deleonu, można by odnieść wrażenie, iż czacha mu dymi. Chociaż w sumie, jak się przyjrzeć... - Królu? - Odezwała się Pirrahńja. - Wybacz Lady, po prostu ta wiadomość mnie zszokowała i... - Królu! Głowa Ci się pali! - Dartan spojrzał w górę. Z jego głowy unosił się dym, a po koronie zaczęły pełzać płomienie. Pirrahńja podniosła się z krzesła, machnęła czarnym patykiem i krzyknęła: - Wodus  ognogaszus wielonarus terus! - Nie, Lady, to...! - Nagle nie wiadomo skąd nad królem pojawiła się masa wody, która spadła mu na głowę. Co prawda ugasiło to płomienie, ale Dartan był cały przemoczony. - Ekhm, może należało powiedzieć trochus zamiast wielonarus...? - Pomyślała Wyrocznia. - ...To - Dokończył Król - Taki mały wynalazek Jaell'a, mojego wynalazcy, który nieopatrznie uruchomiłem. -Pirrahńja popatrzyła na niego jak na wariata - Ale Królu, po cóż Ci płonąca korona? - Widzisz Lady, to bardzo innowacyjny i nowoczesny sposób na zimne noce w zamku, podróże czy zagraniczne wyprawy do naszych zimnolubnych sąsiadów, pozwalający uniknąć schłodzenia głowy! Mam kilka różnych koron na każdą porę roku, widać musiałem pomylić wiosenną z zimową... - Pirrahńja zastanowiła się. Sam pomysł jako taki miał sens... - Lady? - Wyrocznia podskoczyła wyrwana z zamyślenia i skupiła swą uwagę na królu. - Tak, panie? - Więc, jeśli to nie problem, czy mogę wiedzieć, o jakąż to starożytną przepowiednię chodzi? - Pirrahńja sięgnęła po swój czarny patyk, machnęła nim kilka razy w powietrzu, rysując jakieś skomplikowane wzory, po czym na chwilę przerwała i spojrzała na króla - Pokażę Ci teraz, Panie, wizję, bez której moje tłumaczenie nie na wiele by się zdało. - Wyrocznia odwróciła  swój wzrok i zaczęła machać coraz szybciej swą różdżką (jeśli do tej pory nie domyśliliście się, że to różdżka.... No cóż, proponuję zająć się jakimś mniej wymagającym umysłowo zajęciem.) Nagle przez pomieszczenie przetoczyła się fala kolorowego światła. Wszystko zaczęło  znikać, ustępując miejsca pustce. Nagle Król znalazł się w samym środku przestrzeni kosmicznej, otoczony tylko przez odległy rój gwiazd. Zafascynowany rozglądał się dookoła. Nagle, jakoby znikąd, usłyszał odległy głos Pirrahńji. - Patrz, Królu, patrz i zrozum! - Pośrodku pustki zaczął pojawiać się obraz. Stawał się on coraz większy i większy, aż w końcu przesłonił wszystko w zasięgu wzroku. Wtem błysło oślepiające, zielone światło, oślepiając na chwilę króla. Gdy przejrzał, ze zdumienia przetarł oczy. Znajdował się  w olbrzymiej, usłanej trawą dolinie, na której toczyła się bitwa. Wszędzie latały strzały. Wtem jedna z nich poszybowała w jego kierunku, po czym... przeniknęła przez jego ciało i pomknęła dalej. Dartan rozejrzał się w okół. Nikt nie zwracał na niego uwagi. - Tak naprawdę mnie tu nie ma. - Pomyślał. - Cóż za realistyczna wizja! Nagle obok króla coś wybuchło, tworząc duży dół. Po chwili wpadło do niego dwóch ludzi, z których jeden, ubrany w prostą, skórzaną zbroję, dzierżył łuk. Drugi miał na sobie pełną zbroję o skomplikowanej, lecz starej jak na czasy Dartana budowie, oraz wiekową naszywkę na ramionach, oznaczającą godność generała. W lewej ręce trzymał spory obosieczny miecz, a w drugiej resztki tarczy, które zaraz wyrzucił. - Przegrywamy, Donisie! - Rzekł łucznik. - Nie utrzymamy się już dłużej! trzeba zarządzić odwrót! - Nie, Alginie! - Odrzekł Donis. -  Musimy utrzymać się jeszcze przez pięć minut! -Nad głowami rozmówców przeleciał olbrzymi głaz. -Wciąż liczysz, że on przybędzie? - Zapytał Algin, po czym szybko wstał i posłał na ślepo strzałę. - Jeszcze nigdy nie złamał danego słowa! - Odrzekł Donis. Kolejny głaz przeleciał nad dołem, i wylądował niepokojąco blisko. - Rzecz w tym... - Odezwał się Algin, posyłając kolejną strzałę i trafiając nią jakiegoś orka. -Iż może po prostu nie mieć kryształu, a wtedy siłą rzeczy się nie pojawi. - Zdąży. - Odrzekł generał z pewnością w głosie. -  Musimy tylko utrzymać dolinę jeszcze przez chwilę! - Nagle do dołu wpadł uzbrojony w maczugę goblin. Chwilę potem odleciał 5 metrów dalej trafiony piorunem, a do schronu wskoczył ubrany w brązowe szaty młody mag. - Jak tam, panowie? - Spytał, po czym machnął ręką, posyłając w kierunku atakujących kulę ognia. - Cydron?! A co ty, u licha, tu robisz? - Algin nie posiadał się ze zdumienia (przynajmniej tak wydawało się Dartanowi). - Ciebie też dobrze widzieć, Alginie. W zasadzie to jestem tu, bo porucznik Gryl chce zarządzić odwrót i wysłał mnie na poszukiwania Donisa. Szczerze mówiąc, jeśli Tyron nie pośpieszy się z tym kryształem, mamy zerowe szanse na wygranie bitwy i nikłe, by ujść z życiem. - W oddali rozległo się echo jakiegoś wybuchu. - Donis wychylił się z dołu i rozejrzał po dolinie. Orki, gobliny i inne wszawe stwory nacierały coraz zażarciej, a siły jego ludzi słabły. - Musimy dać Tyronowi jeszcze chwilę czasu! - Odrzekł. Podniósł zwisający mu z szyi róg. - Zatrąbię na frontalny atak! Ruszymy na te stwory i nie pozwolimy im przejść przez dolinę, aż do powrotu Tyrona! - Algin złapał go za unoszącą się dłoń. - Ależ Donisie, to szaleństwo! - Szaleństwo?... - Generał spojrzał na niego nieulękłym wzrokiem. - TO! JEST! ATRAPS! - Podniósł róg do ust i zatrąbił. Donośny odgłos przemknął przez dolinę. Orki, pająki, trole, cyklopy... Wszystkie stanęły w bezruchu, a ludzie spojrzeli w kierunku, z którego wydobywał się dźwięk. Donis wstał i zakrzyknął: - Za mną, ludzie! Za wolność, za nasze rodziny, za Atraps! Po czym rzucił się do ataku. - Szaleniec. Po prostu szaleniec. - Rzekł Cydron, po czym wyskoczył w ślad za generałem i strzelił olbrzymią błyskawicą w grupę pająków, które właśnie wyrwały się z odrętwienia i ruszyły do ataku. Widząc olbrzymią błyskawicę, robiącą wyrwę w szeregach nieprzyjaciela, i swego dowódcę bez lęku rzucającego się na stwory, ludzie wydali gromki krzyk i ruszyli do boju. - A mogłem zostać w domu. - Pomyślał Algin, po czym wynurzył się z kryjówki i zaczął szyć z łuku w kierunku wrogów. Walczący starli się ze sobą mniej więcej w środku pola. Donis, osłaniany przez Cydrona i Algina jakimś cudem jeszcze żył, siejąc popłoch w szeregach nieprzyjaciela. Nagle, na odległym wzgórzu pojawiła się samotna sylwetka. Odziany w zniszczoną zbroję, czarnoskóry mężczyzna trzymał w ręku świecący, zielony klejnot. - Donisie, Tyron przybył! - Algin zbliżył się do generała. -  Zarządźmy odwrót! - Donis podniósł róg do ust i zatrąbił dwa razy. - Ludzie zaczęli się wycofywać, osłaniani przez magów. Trzeba było jak najszybciej opuścić dolinę. Monstra nie wiedziały, co się dzieje. Czemu te śmieszne ludziki uciekają, skoro tak zażarcie walczyły jeszcze przed chwilą? Ale, jako że myślenie nie jest mocną stroną orków i spółki, zaczęły gonić nieprzyjaciela, wyjąc wniebogłosy. Cydron ostatkiem sił teleportował się do Tyrona. - Jak tylko ostatni z nas opuści dolinę, odpalaj! - Rzekł, po czym padł na ziemię nieprzytomny. Tyron stanął na skraju doliny. W jego kierunku zmierzała ogromna armia nieprzyjaciela. Chwilę później ostatni mag opuścił pole bitwy. Tyron podniósł kryształ. Na jego twarzy odmalowało się skupienie. Nagle zielony blask zalał dolinę. Orkowie zatrzymali się w pół kroku, powstrzymywani jakąś niewidzialną siłą. Blask stawał się coraz potężniejszy. Wtem nastąpił wybuch. wszytko, co znajdowało się w dolinie, w jednej chwili znikało w płomieniach. Te z stworów, które znajdowały się najdalej, zaczęły w panice uciekać, ale nie uszły daleko, gdy i je spowił ogień. Tyron opuścił kryształ, zielony blask znikł. W całej dolinie nie było ani jednego żywego stworzenia. Zaległa martwa cisza. Nagle z gardła Donisa wyrwał się okrzyk zwycięstwa. Reszty ludzi nie trzeba było zachęcać, nastąpiła nieopisana radość! Dartan patrzył na to wszystko z boku, nie mogąc wyjść z szoku. Cóż za moc tkwiła w tym krysztale! Nagle wszystko zaczęło falować. Król zaczął się wznosić, a obraz stawał się coraz mniejszy i mniejszy... Nagle znalazł się w komnacie Pirrahńji. Ta siedziała naprzeciw, patrząc na niego przenikliwie. - No cóż, mój panie, skoro już widziałeś Wielką Bitwę Ludu Atrapsu o Dolinę Zielonego Blasku, lepiej zrozumiesz, o czym mówi przepowiednia.




Rozdział VIII


- Omen, wraz z Panem Sił zUa oraz Ogórkusem zasiadł przy stole. Scorpus skierował swój wzrok na młodego zwiadowcę, po czym rzekł: - A więc, cóż to kazał ci przekazać generał Adson...? - Żołnierz sięgnął po przypięty do pasa woreczek, w którym znajdowała się wiadomość. Rozwinął zwój i zaczął czytać: - "Do Dark'Eca, Pana Sił zUa, Władcy Ciemności e cetera. Zwiadowca który przed tobą stoi, zobaczył na niebie wyczekiwany przez Waszą Ciemnotę (...) (- No co, właśnie tak tam pisało... Oczywiście żołnierz pomijał przekreślone wyrazy. Generał Adson nie należał może do najinteligentniejszych z poddanych, ale wyraz 'Ciemnota' nawet jemu wydał się... Troszkę ryzykowny. Niestety, inteligencji nie starczyło mu już na napisanie nowej, poprawionej z błędów wiadomości, wskutek czego była ona dość... niechlujna. (Swoją drogą - gdyby na każdy błąd używał nowego zwoju pergaminu, armia Dark'Eca zdążyła by już dawno zbankrutować. Hm... w sumie, to może generał Adson nie jest taki głupi?)) - (...) Ciemność znak. Po otżrzymaniu od niego raportu, czym prendzej prędzej wysyłam go do Waszej Wysokości. Z powarzańemżaniem, oddaniem e cetera: Generał Adson Faush." Żołnierz przestał czytać, zwinął zwój i stanął na baczność, czekając na rozwój wypadków. Spojrzenia wszystkich skierowały się na Dark'Eca, który z trudem opanowywał podniecenie. Spojrzał na zwiadowcę i rzekł: - A więc mów - co żeś widział? - Panie! Siedem dni temu z rozkazu generała Adsona pełniliśmy wartę w Dolinie Zielonego Blasku. Mi przypadła zachodnia część. Pełniłem wartę już około trzech godzin, i byłem nieco znużony(...) - Dark'Ec zaczął się niecierpliwić. - Do rzeczy,  żołnierzu, albo nawiążesz bardzo bliskie relacje z krokodylami w fosie! - Zwiadowca zamilkł przerażony, po czym kontynuował nieco szybciej. - (...) wtedy nagle zauważyłem dziwny błysk na niebie! Gdy skierowałem tam swój wzrok, zauważyłem bardzo jasną gwiazdę. Nagle również inne gwiazdy zaczęły świecić ogromnym blaskiem, tworząc wzór ogromnego smoka. Po chwili stało się coś niesamowitego - rysunek zaczął się poruszać i przybrał złotą barwę. Smok zionął ogniem, przynajmniej  tak mi się wydawało. Przerażony pobiegłem do obozowiska. Ale tam wszyscy byli spokojni! Powiedziałem im co widziałem, i wszyscy skierowaliśmy wzrok na niebo. Ale tam niczego nie było! Wszyscy zaczęli się śmiać, mówiąc, że wypiłem za dużo wina(...) - Dark'Ec stuknął palcem w stół. Żołnierz przełkną ślinę. - Eee... Nikt oprócz mnie nie widział smoka. Gdy plotki dotarł do generała Adsona, niezwłocznie skierował mnie on tutaj. To wszystko, Wasza Ciemność! - Posłaniec stał niepewnie, czekając na rozwój wydarzeń. Dark'Ec sięgnął ręką po pergamin, pisał coś przez chwilę, po czym opieczętował wiadomość i podał Żołnierzowi. - Przekażesz to generałowi Adsonowi. Jeśli pieczęć będzie choć trochę naruszona... Uwierz, BĘDZIESZ chciał umrzeć. Odejdź! - Zwiadowca skłonił się nisko i przerażony ruszył do wyjścia, by wejść do naszpikowanego pułapkami labiryntu. Omen spojrzał na Pana Sił zUa - Panie... Czy zwiadowca nie zginie, próbując znaleźć drogę do wyjścia? - Dark'Ec zrobił zdziwioną minę. - Eee... Chyba tak. - Zapadła cisza. - Co tak siedzicie, za nim, zanim stanie mu się krzywda! - Omen poderwał się z krzesła i rzucił przed siebie. Gdy wbiegł do labiryntu, usłyszał odległe „auuu!”.
1 h później
- Na szczęście posłaniec zdołał odnieść tylko niewielkie obrażenia, lecz i tak nie mógł wyruszyć w drogę. Dark'Ec siedział zasępiony w sali tronowej. Omen i Scorpus jako jedyni przebywali w komnacie, by omówić dalsze postępowanie. - A więc, mój wierny, mam nadzieję, poddany nie może przekazać wiadomości... - Pan Sił zUa zamyślił się dłuższą chwilę. - Hm, może to i dobrze! Nie będę ryzykował, że jakiś żołnierz pozna treść listu. Co innego wy... - Uśmiechnął się. - Jakby nie patrzeć, żaden z was nie jest aż tak głupi, by próbować poznać wiadomość, prawda? - (Wielki) Lord i (Główny) Generał pokiwali zgonie głowami. Cenili sobie swoje stanowiska i związane z nimi przywileje oraz władzę. - Mroczny Pan spojrzał na Omena. - Lordzie Omen, Scorpus jest mi potrzebny do omówienia pewnych ważnych spraw bitewnych, więc niezwłocznie wyruszysz w drogę. - Tak jest, Panie! Idę zebrać świtę, wyruszę, jak tylko... - Dark'Ec uderzył rękawicą o oparcie tronu. - Niezwłocznie, Lordzie, znaczy? No dokończ... - Omen przełknął ślinę. - ...Niezwłocznie? - Brawo, Lordzie! - Powiedział uradowany Dark'Ec. - Przypominam Ci, że złożyłeś mi dzisiaj bardzo... Interesujący raport. Więc jeśli cenisz sobie swoją głowę, co, jak mniemam, czynisz, pojmiesz mą subtelną aluzję i wyjdziesz w tej chwili. - Gdy tylko skończył mówić, Omen ukłonił się i rzucił do wyjścia. - Scorpus nieśmiało przemówił. - Panie?... - Eh... Czego, Generale? - Czy Lord Omen nie zapomniał listu? - Obdarzył władcę niewinnym uśmiechem. - Na Posępny Czerep! Bierz list i goń go! - Scorpus wziął list z ręki Dark'Eca i rzucił się w ślad za Omenem. - Pan Sił zUa załamał ręce. - Co ja takiego zrobiłem, że otaczają mnie sami idioci? Zabiłem komuś ojca, czy co? - Zastanowił się przez chwilę. - Hm, no tak, zabiłem.




Rozdział IX


   - WiniiiiiiI! - Głos Jaell'a rozległ się po całej wieży. - WINIIIIIIII! - Wini Pojawił się nagle przed wynalazcą, trzymając w ręku miotełkę do kurzu. - Tak, Panie? - Jego wzrok padł na jakieś dziwne urządzenie stojące za wynalazcą. - O nienienienienie, umowa była jasna, żadnego więcej testowania wynalazków na niewinnych skrzatach! - Wini cofnął się nieco. - Daj spokój Wini. - Jaell przemówił miłym głosem. - To żaden tam straszny wynalazek, tylko urządzenie do parzenia herbaty! Chciałem Cię poczęstować. Przy okazji ocenisz, czy smak jest lepszy niż tej parzonej w tradycyjny sposób. - Skrzat spojrzał podejrzliwie na niewielką machinę. - Więc to ustrojstwo... - Tylko parzy Herbatę. Sam zobacz! - Wynalazca podszedł, powciskał kilka guzików, po czym podstawił kubek własnego pomysłu (nie nagrzewał się!) pod dziwną rurę. Po chwili zaczęła się z niej wylewać ciecz przypominająca herbatę. Jaell nacisnął kolejny guzik, by napój przestał lecieć, po czym upił łyk. - Eh, wyborna... To co, skusisz się? - Uśmiechną się miło. - Wini ostrożnie podszedł do urządzenia. - No, jeśli tylko robi herbatę... Panie. - Wynalazca klasną w dłonie. - To świetnie! Stań tutaj, o tak, połóż tu kubek, a teraz czekaj... - Jaell zaczął naciskać guziki, po czym zaczął się powoli odsuwać. Skrzat patrzył na to podejrzliwie. Nagle maszyna zaczęła buczeć, uniosła się para, i nagle... Jaell wcisnął guzik i Wini wyciągnął kubek z herbatą. Powąchał ją podejrzliwie, po czym spróbował. - AAAAAA! Wrząteeek! Paaarzyyy! - Weź to, to tabletka na poparzenia! - Jaell wcisnął mu do ręki pastylkę, którą skrzat niezwłocznie połknął. - Ufff, co za ulga... - Spojrzał w kierunku Jaell'a, który zapisywał coś w notesie. Zajrzyjmy mu przez ramię! [~Nr. Kryształu: #3^5 ~Regulacja temperatury – Zawór odkręcić na ¾. ~Tabletka na poparzenia – działająca w 100%!] - Skrzat odezwał się podejrzliwym głosem. - Odnoszę wrażenie, Panie, iż padłem ofiarą jakiegoś niecnego eksperymentu... - Jaell czym prędzej schował notes do kieszeni. - Nieee, skądże, jak możesz tak myśleć? - A pamiętasz, Panie, wiatrodrom? A łopatoprzepychacz? A czapkę niewidkę? A... -O, co to, tam za oknem? Czy to nie Ridan? Muszę lecieć, Wini, dzięki za pomoc! - Po czym wybiegł za drzwi. Po chwili jego głowa wsunęła się do pomieszczenia. - I ten, tego, posprzątaj w pokoju gościnnym! - Po czym wybiegł powitać gościa osobiście. Wini westchnął, po czym pociągnął łyk herbaty. - Mmm, całkiem niezła!
   - Ridan w towarzystwie swego czarnego, bojowego rumaka o imieniu Czarny (oryginalne, muszę przyznać) czekał przed bramą. - Gdzie ten skrzat? - Zastanawiał się. - Powinien już dawno pojawić się tu i otworzyć. - Wtem rozwarły się drzwi wieży i wybiegł z nich Jaell, pędząc w kierunku wejścia. -Ridanie przyjacielu! Miło Cię widzieć! - Ciebie też, Jaell'u... Ale powiedz mi, gdzie jest Wini? Czyżby zachorował? - On? Nie, skądże! Po prostu chcę Ci pokazać mój nowy wynalazek. Oto bezwysiłkowy otwieracz bram! -Jaell pociągnął za wystającą dźwignię. Coś zachrobotało, po czym... Nic się nie stało. - Muszę przyznać – Rzekł śmiejąc się Ridan – że robi wrażenie. - Jaell zmieszany zastanawiał się przez chwilę. - No tak, przepraszam! Zapomniałem wymienić kryształek! - Wyciągnął jakiś niebieski kryształ, umieścił w dźwigni, po czym pociągnął jeszcze raz. Brama w jednej chwili wsunęła się w bok muru. - Muszę przyznać – Rzekł z podziwem Paladyn – że naprawdę robi wrażenie - Nazwałem to EYDI. Jeszcze nie wiem, jak rozwinę ten skrót, ale na pewno coś wymyślę. Muszę tylko jakoś wzmocnić czas działania kryształów... - Z wszystkich rzeczy kryształy , a właściwie Kryształy Mocy, były bezapelacyjnie największym osiągnięciem Królewskiego Wynalazcy. Powstały one podczas eksperymentów mających na celu uwięzić energię w jakiejkolwiek formie.  W końcu, po trzydziestym trzecim wybuchu kolejnej maszynerii, udało się zamknąć energię w formie kryształu w kształcie rombu o wielkości spodu dłoni. Kryształy miały mnóstwo zastosowań, ale jedno liczyło się najbardziej – zasilanie barier ochronnych Hearyonu. Poustawiane po całym królestwie słupy pobierały z nich energię, tworząc barierę nie pozwalającą zbliżyć się nikomu żywiącemu złe zamiary. Ten to efekt – możliwość ukierunkowania energii na konkretny cel – uświadomił wszystkim, że kryształy mają Moc. Ujarzmienie Mocy, nieprzewidywalnej siły daleko potężniejszej od magi, wyniosło Hearyon na sam szczyt dobrobytu. Wszystkie kraje chciały posiadać coś tak potężnego, i gotowe były zapłacić za to prawie każdą cenę. Na szczęście, nikt nie mógł odtworzyć sposobu na  wytworzenie Kryształów Mocy, choć najwybitniejsze umysły wszystkich królestw próbowały tego dokonać. Tym to sposobem Królestwo Hearyonu opływało w dostatki i zakończyło wszystkie wojny, prowadzone za czasów króla Dartana Wojowniczego XVII. Tymczasem, gdy wspaniały autor przybliżał wam trochę rysy historyczne, Jaell i Ridan doszli do pokoju gościnnego na drugim piętrze wieży. - ...I wtedy on mówi „Chyba śnisz, to moja fasola!” A ja mu na to „Ach tak?” A on „Ach tak!” A ja „Chyba śnisz, to moja fasola!” a on „Ach tak?” a ja „Ach tak!” a on „Chyba śnisz(...)” - Ridan, słuchając opowieści, usiadł w wygodnym fotelu, obitym fioletową skórą. Pokój gościnny był niewielkim pomieszczeniem z czterema fotelami, ścianami z szarego kamienia, na których wisiało kilka obrazów, paleniskiem, oraz stołem. Sąsiadował z kuchnią, więc dostawy herbaty czy innego poczęstunku następowały natychmiastowo. - (...)No, ale w końcu zdołałem go przekonać. WINIIIIIIII! - Skrzat pojawił się nagle przy stole. - Tak, Panie? - Przynieś nam dwa kubki herbaty z mojego nowego urządzenia do herbaty... Muszę go jakoś nazwać. Herbatorób? Herbozrób? Herób!  Wini, przynieś nam herbaty z heróba! - Skrzat ukłonił się, po czym zniknął, zostawiając po sobie szarą mgiełkę. - WINIIIIIIII! - Służący pojawił się znowu? - Tak, Panie?... - I ustaw zawór z literką 'C' na ¾, dobrze? - Wini ukłonił się ponownie, po czym zniknął. Ridan patrzył na to wszystko z niejakim rozbawieniem. - No więc, Jaell'u, może opowiesz mi coś trochę o czekającej nas misji? - A tak, misja! No więc... - Nagle pojawił się Wini, postawił na stole dwa kubki herbaty, po czym pociągnął łyk z własnego i zniknął. - ...No więc, jak mówiłem wcześniej, wybierzemy się sprawdzić stan barier ochronnych królestwa. Dwie łyżeczki jak zwykle? - Ridan kiwnął głową na znak aprobaty. - Ale bariery powstrzymują przecież każdego o złych zamiarach przed wejściem do środka, po co ci  moja ochrona? - Wynalazca sposępniał. - Widzisz, i tu mamy problem. Ostatnimi czasy bariery są bardzo osłabione. Obawiam się, czy ktoś... Lub coś nie zdołało się przedostać. - Co masz na myśli? - No cóż... - Jaell zamieszał herbatę łyżeczką. - Tak naprawdę nie wiemy, jak bariery zachowają się osłabione. Nigdy nie doszło do sytuacji, w której musiały by zużywać tak dużo mocy. Sam najlepiej wiesz, co się dzieje za barierami. - Ridan również się zasępił. - Słyszałem – rzekł –  że Królestwo Aquari straciło sporo żołnierzy na granicy. Podobno zaatakował ich jakiś straszliwy stwór. To śmieszne, ale z opisu brzmiało to tak, jakby był to meduz. Ale to niemożliwe, meduzów nie widziano od... - Popatrzył na Jaell'a. Ten miętosił swoją brodę, co przeważnie oznaczało, iż zastawia się, jakby powiedzieć coś, co może się nie spodobać innym. - Ty coś wiesz, prawda? - Wynalazca odchrząknął. - No cóż... Powiedzmy, iż jeśli przyjmiesz, że wszystkie stwory z opowiadań zaczynają pojawiać się w Mrocznych Górach, szybciej pojmiesz wagę sytuacji. - Ridan milczał. - Widzisz, przyjacielu... W tej właśnie chwili król Dartan przebywa u Lady Pirrahńji, próbując uzyskać pomoc bądź radę, u kogo pomoc zyskać można. A ja siedzę tu bezsilny, próbując wymyślić coś, co by mogło nas uratować. Skonstruowałem EYDI i Heróba, by móc sprawdzać kryształy. Widzisz, im potężniejszy kryształ, tym gorętsza będzie herbata. A EYDI pobiera mnóstwo energii, więc mogę sprawdzać ich żywotność. Po za tym są to bardzo pożyteczne wynalazki... W każdym razie – udało mi się wytworzyć Kryształy Mocy cztery razy mocniejsze niż dotąd. Za wszelką cenę musimy je umieścić w słupach. Niestety, podczas wymiany... - Będziesz musiał wyłączyć barierę? - Tylko jej część, ale i tak to błąd konstrukcyjny. Wiem jak go naprawić, więc będę musiał nie tylko wymienić kryształy, jak i poprzestawiać pewne połączenia. - Ale przecież każda bariera jest pilnowana przez oddział zbrojnych. Spokojnie dasz radę je wymienić! - Gdy tam dotrę, to na pewno. Ale nie będę ryzykował tego, iż nie dojadę na miejsce. Wiem, co chcesz powiedzieć – że mógłbym wziąć ze sobą żołnierzy. Tylko wtedy wszyscy zaczęli by się zastanawiać, gdzie to wybywa Królewski Wynalazca wraz z całą armią... I biada nam, gdyby do naszych wrogów dotarła jakakolwiek wieść o naszych kłopotach. Wszyscy myślą, iż bariery mają niewyczerpalne zasoby energii. Pomyśl co będzie, jeśli ktokolwiek dowie się, iż im więcej muszą powstrzymywać, tym więcej energii zużywają... Tobie, Ridanie, ufam najbardziej – poza mną, królem, a teraz także tobą, nikt nie zna prawdy o słupach. - Paladyn uśmiechnął się. - Dziękuję za zaufanie. Ale czy Królewski Wynalazca i Paladyn, wyruszający z ogromną torbą czy wozem  „nie-wiadomo-czego” nie wzbudzą zainteresowania? - I widzisz, mój drogi, tu jest właśnie uknuty mój misterny plan. Kryształy są już na miejscu. Wysyłaliśmy dostawy wraz z jedzeniem czy innymi rzeczami, aby nikt nic nie podejrzewał. Więc pojedziemy tylko ty i ja. A Królewski Wynalazca wyruszający w drogę z przyjacielem bez torby z „nie-wiadomo-czym” nie wzbudzi niczyjej sensacji. - Ridan potarł podbródek, zastanawiając się nad tym, co usłyszał. - No cóż, jak dla mnie ma to sens. Wchodzę w to. Jak tylko będziesz gotowy, możemy wyruszać. - Doskonale! - Jaell potarł dłonie. - Skoro już się zgodziłeś, przejdziemy do bardziej satysfakcjonującej części wizyty. Trzymaj się mocno! - Wynalazca sięgnął ręką do dźwigni wmontowanej w fotel i pchnął. - Co na Ada Nosaaaaaaa... - Ridan pomknął w dół, wszczepiwszy się w fotel palcami. Siedzisko poruszało się po jakiś szynach, i mknęło z dużą prędkością coraz niżej. Nagle Paladyn zaczął zwalniać, i znalazł się w małej pracowni z korytarzem, oświetlanej lampami, które świeciły białym światłem. Naprzeciw niego Jaell właśnie wstawał z swojego fotela. - I co, niezła jazda, prawda? - Wynalazca uśmiechnął się szeroko. - Witaj w mojej podziemnej pracowni! Rozbudowa wieży w górę, ze względu na mocne wiatry nie jest według mnie najlepszym pomysłem, więc buduję w dół. Wstań, chodź za mną, pokażę ci twój nowy sprzęt! - Ridan ostrożnie wstał, bojąc się jakiejś ukrytej katapulty lub innego ustrojstwa, po czym ruszył za Jaell'em korytarzem. Po bokach wisiały kartki i pergaminy z jakimiś dziwnymi obliczeniami i znakami, których przeznaczenia nie próbował nawet odgadnąć. Po chwili wszedł do  bardzo jasnej i sprawiającej wrażenie naturalnie oświetlonej ogromnej komnaty, wypełnionej stołami, krzesłami, pułkami i dziwnymi wynalazkami, znajdującymi się na tychże. - Uważaj, aby niczego nie włączyć! - Ridan cofnął rękę od ogromnego, czerwonego guzika, który zajmował jeden ze stołów. - Ależ oczywiście! Wcale nie mam zamiaru sprawdzać, co to wszystko robi. Chociaż ten guzik... - Jego ręka mimowolnie poruszyła się odrobinkę do przodu... - Ridanie! - Ekhm, no tak, idę idę.


Si Deus nobiscum, quis contra nos?
Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
-Rzymian, rozdz. 8 w. 31-

Offline

 

#2 2009-05-19 20:39:40

 Jaell

Św. Administrator?

4347366
Skąd: Świebodzin
Zarejestrowany: 2009-04-19
Posty: 80
Punktów :   
WWW

Re: Książka

Tam się nie znasz ;P

Ps. Wiem, że są błędy z myślnikami "-" ale za to się wezmę jak skończę te pierwsze 6-7 rozdziałów


Si Deus nobiscum, quis contra nos?
Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
-Rzymian, rozdz. 8 w. 31-

Offline

 

#3 2009-05-23 19:57:27

Ridan

Pękająca Struna

6775776
Skąd: Rusinów/Świebodzin
Zarejestrowany: 2009-04-17
Posty: 29
Punktów :   

Re: Książka

Staryy Jesteś wielki. Zaraz ja coś wyskrobię, ale nie będzie to pewnie tak dobre jak twoje. Leżę ze śmiechu:D

PS. Mój tekst


Omen poleciał po jakże biednego Scorpusa. Pokonał 9873212 schodów i 2 Wieże.
Po wykonani zadania Darc-Ec zamknął się w komnacie razem z wezwanym poddanym.
Słychać było jedynie wrzaski, piski, płacz i zgrzytanie zębów.
Efektem tego była ulubiona zupa Darc-Eca - ogórkowa.

- Omen do mnie- Woła władca zUa.
- Tak mój Ppppanie ? - Odpowiedział przestraszonym głosem Omen
- Czy to prawda że znasz Lady Pirrahńję ?
- Zzznam ją mój Mistrzu- odparł Omen
- Chcę aby przepowiedziała mi co się stanie ze zUem. Skontaktuj się z nią Telemafijnie.
- Tak Panie...
Omen nadymając się z wysiłku, robiąc się czerwony na twarzy i spocony ze zmęczenia w końcu upadł na podłogę.
- Lady Pirrahńja powiada, że " zUo to pojęcie względne" i mamy wyruszyć w podróż do walki... Sam nie rozumiem po co mamy walczyć.
- Zamilcz Sługo. Słowa Wyroczni są prawem. [ Może poza nakazem niemycia się cherlaków ale...]

I wtedy Darc-Ec i jego sługa spakowali manatki [czyt. zapas alkoholi, runów,eliksirów na kaca i trochę magicznych śmieci] i wyruszyli w daleką i niebezpieczną podróż....

Offline

 

#4 2009-05-24 21:10:05

 Jaell

Św. Administrator?

4347366
Skąd: Świebodzin
Zarejestrowany: 2009-04-19
Posty: 80
Punktów :   
WWW

Re: Książka

Wykorzystam

Tak czytam to po tych kilku latach i tekst "zUo to pojęcie względne" mnie totalnie rozwalił
MUSZĘ to dać do książki!


Si Deus nobiscum, quis contra nos?
Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
-Rzymian, rozdz. 8 w. 31-

Offline

 

#5 2009-06-12 03:06:25

Omen

Shinigami

7391636
Zarejestrowany: 2009-04-20
Posty: 10
Punktów :   
WWW

Re: Książka

Może opowiemy coś o Lordzie Omenie ?:]


Nadchodzą skłębione chmury,
ibis zostaje strącony!

Offline

 

#6 2009-09-07 19:16:34

Ridan

Pękająca Struna

6775776
Skąd: Rusinów/Świebodzin
Zarejestrowany: 2009-04-17
Posty: 29
Punktów :   

Re: Książka

Staary jestes Master placze ze smiechu z nowego rozdzialu

Offline

 

#7 2012-04-10 13:19:41

 Jaell

Św. Administrator?

4347366
Skąd: Świebodzin
Zarejestrowany: 2009-04-19
Posty: 80
Punktów :   
WWW

Re: Książka

Hm. Ja nie kapuję, jak powstawiać te myślniki, entery itp. A, że mnie zjechali za to na forum, muszę dorwać w domu jakąś książkę i obczaić
Po 3 latach IX rozdziałów. Na starość może to wydam ^^


Si Deus nobiscum, quis contra nos?
Jeśli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
-Rzymian, rozdz. 8 w. 31-

Offline

 
Forum by Ridan & Jaell

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.forumnowoscimedialne.pun.pl www.ratmedpam.pun.pl www.nbaniggaz.pun.pl www.warhammer2online.pun.pl www.liceum33.pun.pl